niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział II

Nagle stanęłam jak wryta. Zdawało mi się, że kojarzę tą osobę. Wytężyłam wzrok, by ujrzeć kim jest nieznajomy, i...
- Romano! Zabiję Cię! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.
Romano buł moim dobrym kolegą. Należał do ludzi tajemniczych, jednakże zawsze uśmiechniętych i otwartych na nowe znajomości. Podobnie jak ja, Romana był duszą towarzystwa. A wyglądał jak Afrodyta w postaci męskiej. Miał krótkie blond włosy i idealne, niebieskie oczy. Na twarzy był blady, jednak jego policzki były lekko różowe, co dodawało mu uroku. "Sylwetka wprost idealna" pomyślałam wpatrując się w niego. I naprawdę czasami mu się nie dziwię, że ciągle chodzi z zacieszem, gdyż jego uśmiech powala na kolana większość dziewczyn ze szkoły (w tym niektóre nauczycielki). Ludzie mówią, że ja i Romano to idealna para, gdyż mamy podobne charaktery itp., cechuje nas między innymi ciągła pewność siebie. Jednak ja traktowałam go jak przyjaciela, lub starszego brata na którego zawsze mogę liczyć. Jednak trzeba było przyznać, że było w nim coś pociągającego...oprzytomniałam!
- Romano! Normalnie nie żyjesz! Słyszysz?!
On jednak zignorował moje groźby, uśmiechnął się na swój idealny sposób, zerwał jedną różę i podszedł do mnie w bardzo szybkim tempie. Uśmiechając się podał mi kwiat, mówiąc:
- Panna jest jak ta róża, piękna, ale z kolcami.
W tym momencie z jego pewnej twarzy zniknął uśmieszek. Poczułam się naprawdę głupio, nigdy nie chciałam ranić jego uczuć, ale również nie mogłam ich odwzajemnić. By ukryć łzy rozczarowania i smutek odwróciłam się w stronę mojego pokoju. Zamknęłam oczy i zebrałam całą pewność siebie jaką tylko miałam. Otworzyłam oczy, i...
- Romano!
Stał tuż przede mną, niewiarygodnie blisko. Zaskoczył mnie i w tej chwili żałowałam, że nie potrafię nawet utrzymać równowagi. Jednak jego muskularne ramie przytrzymało mnie, gdy tylko się zachwiałam.
- To wszystko Twoja wina! - wykrzyknęłam.
- Wystarczyłoby powiedzieć "dziękuję" - odpowiedział z uśmieszkiem.
- Nie zachwiałabym się, gdybyś mnie tak nie przestaszył!
- Oczywiście, przepraszam madame - Romano skłonił się wypowiadając te słowa na poważnie, zero uśmieszków.
- Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy - powiedział "Pan zawsze pewny siebie".
- Niedoczekanie, Romano.
W tym momencie przeskoczył przez płot lądując na miękkiej trawie. W mgnieniu oka pobiegł i zniknął w porannej mgle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz